poniedziałek, 10 grudnia 2018

O szczęściu po mojemu

Tekst pochodzi z mojego pierwszego bloga theceladongrass.blogspot.com. Przemyślenia są nadal aktualne, dlatego czynię zabieg kopiuj-wklej w nawiązaniu do napisanego przeze mnie dziś w opisie zdjęcia na instagramie zdania: Jeśli nie potrafisz się cieszyć chwilą TERAZ, nie licz, że nagle się tego nauczysz, kiedy schudniesz czy zrobisz formę życia. 
I co tu dużo pisać - lubię ten tekst :D

26 października 2016

  Zwokłam się dziś z łóżka, mając wrażenie, że ktoś wyrywa mnie ze snu w środku nocy. Przypomniałam sobie, że dzisiaj środa i że nie lubię środy, bo to jedyny dzień, kiedy mam na ósmą. Dzielnie pomaszerowałam do kuchni, a po chwili usłyszałam budzik Oli, która w środy również rozpoczyna swe zajęcia o ósmej. Chwilę zajęło nam ogarnięcie manatków, włosów i twarzy, po czym poleciałyśmy na tramwaj numer sześć. W drodze znalazł się czas na refleksje o przemijaniu, szybko płynącym czasie i pogodzie. Vanitas vanitatum można by rzec, ale nie tak prędko.

    O tym, że szczęście to pojęcie względne wszyscy wiedzą. Dla każdego znaczy coś innego. Jeden będzie się cieszył z pięknej pogody za oknem, drugiemu nie wystarczą wakacje na Malediwach. Trudno nadać szcześciu jednoznaczną definicję. Na ingliszu in sajkolodży określiliśmy szczęście jako state of mind. Tak, na pewno. Ale czy to wystarczy?


  Czasami trudność sprawia nam odpowiedzenie na pytania: czy jestem szczęśliwa/-y? Teraz, w tym momencie, w tych okolicznościach i w tych butach na nogach. Teraz i tu. Nie w tamtą sobotę, nie w wakacje i nie za kilka miesięcy. Często wymyślamy sobie "punkty zaczepienia", które rzekomo mają nam pomóc przetrwać. Byle do piątku, byle do świąt, byle do wakacji. Wszyscy to znamy. Jak już schudnę/ skończę szkołę/ zmienię pracę/ wyjadę na Wyspy Zielonego Przylądka/ wstaw, co chcesz - wtedy to już NA PEWNO będę szczęśliwa/-y. W ogóle świat się zmieni, ja razem z nim, Ziemia zacznie się obracać w drugą stronę, a Słońce nigdy nie zajdzie. WTEDY na pewno tak właśnie będzie.

   A guzik prawda. Bo nie będzie. Jeśli nie jest teraz, nie licz, że jak już wypracujesz kratkę na brzuchu lub zarobisz na ten nowy samochód, coś się zmieni. Nic nie zmienia się ot tak sobie. Wszystko wymaga pracy i swego rodzaju poświęcenia.

   Trudno w tych czasach być szczęśliwym i pozostać sobą. Z drugiej strony jestem przekonana, że tylko będąc sobą, można być szczęśliwym. Takie tam życiowe paradoksiki. Wszędzie dookoła miliony haseł, które mają Cię motywować do osiągania celów, kreowania coraz to śmielszych marzeń. W końcu sky is the limit, a impossible is nothing. A apetyt to rośnie w miarę jedzenia. Masz więcej = chcesz więcej. Łatwo się pogubić. I jak tu być szczęśliwym? A przede wszystkim - jak zdać sobie sprawę z tego, że jestem szczęśliwa/-y?

  Bo szczęśliwy to może być Edek z naprzeciwka, co to awans dostał i nowy samochód sobie kupił. Szczęśliwa może być Miranda z Instagrama, co to z piękną kratką na brzuchu do zdjęć pozuje. Szczęśliwy może być Nowak, co to trzy razy w roku na wakacje wyjeżdża. ALE NIE TY.
 Nie Ty, który od lat na jednej posadzie siedzisz i jakąś starą kijanką telepiesz się po dziurawych drogach.
 Nie Ty, co to do wieczornego serialiku czekoladuchnę wcinasz i pod oversizowym swetrem (co to teraz w modzie) swe niedoskonałości skrywasz.
 Nie Ty, co to już dawno miałeś być na Wyspach Kanaryjskich, a jednak znów wyladowałeś w Rowach.
 NIE TY.

  Ale w sumie dlaczego NIE TY?

  Tak już mamy, że w swych głowach kreujemy sobie jakieś schematy powinności, tworzymy etapy, po których eleganckie kroczenie, rzekomo ma nam szczęście zapewnić. Planujemy, a z planów nic nie wychodzi. Frustracje murowane, bo w końcu ile można! Dużo można, naprawdę można, oj można! Tak już jest w życiu. Mamy te swoje oczekiwania, chcemy widzieć jedynie cele i efekty. Rzadko kiedy ktoś zastanawia się nad samą drogą. Oczekiwania nieco niszczą nasze szanse na bycie szczęśliwym. Bo wszyscy pragniemy zobaczyć koniec, zanim jeszcze pojawi się przed nami początek.

 "Wszyscy myślimy, że będziemy wspaniali. I czujemy się oszukani, gdy nasze oczekiwania nie zostaną spełnione. Lecz czasem nasze oczekiwania bledną wobec rzeczywistości. Czasem nasze oczekiwania do nas nie dorastają. Zaczynamy sie zastanawiać, dlaczego mieliśmy jakieś wyobrażenia, bo przez nie stoimy w miejscu. Bez ruchu."
                                                                                                                                      - Meredith Grey

  Tymi słowami rozpoczynał się lub kończył jeden z odcinków "Chirurgów". I w tych słowach zawiera się cała prawda - stoimy w miejscu przez nasze własne oczekiwania, co do naszego życia i do nas samych w sobie. Zawieszeni między tym, co mamy a tym, co uważamy, że powinniśmy mieć, aby być wreszcie szczęśliwym. Ale żeby być WRESZCIE SZCZĘŚLIWYM trzeba po pierwsze ZMIENIĆ KRYTERIA I SPOSÓB MYŚLENIA.

Bo:
- dlaczego nie masz być szczęśliwy, jeżdżąc starą kijanką? Przecież nowego samochodu to by Ci szkoda było na te drogi dziurawe (a asfaltu nowego to sobie raczej sam nie wylejesz). A równie dobrze możesz w ogóle nie mieć samochodu ani nawet prawa jazdy! Przynajmniej kierowcy Cię na drogach denerwować nie będą, a no i będziesz bezpieczniejszy - przecież tyle tych wypadków!
- dlaczego nie masz być szczęśliwa, jedząc tę pyszną czekoladuchnę? Do tego serialik lub książeczka - tylko poszerzasz swoje horyzonty! Dla Ciebie ani mały rozmiar, ani zarys mięśni na jakiejkolwiek części ciała nie musi być synonimem szczęścia! Wszystko z głową, ale bez przesady!
- jadąc na wakacje do Rowów też możesz być szczęśliwy! Bo z Rowów to niedaleko i do Łeby, i do Ustki, a z Lanzarote do Fuerty to już nie tak raz-dwa!


  Masz prawo być szczęśliwy bez względu na to, kim jesteś, gdzie pracujesz i ile zarabiasz. Szczęście nie jest chwilową przyjemnością, miłą sytuacją czy nowym zakupem. Szczęście to stan umysłu, który trwa pomimo chwil zwątpienia, słabości, smutku i złości. Emocje to nieodłączny element życia, więc nie można jedynie od nich uzależniać swego szczęścia. Szczęście jest czymś więcej. Jest poczuciem bezpieczeństwa, harmonii. Szczęście to życie w zgodzie i akceptacji z samym sobą i otaczającym światem. Tak jak Ty chcesz i tak jak Ty masz.

  Oczekiwania. Oczekiwania powinny kończyć się na tym, że oczekujemy kolejnego dnia. Kolejnej szansy. Po co oczekiwać od innych i od siebie samego gruszek na wierzbie? A jeśli czegoś naprawdę chcesz, to zapracuj na to. Poszukaj początku, a o wiele łatwiej będzie Ci wreszcie ujrzeć koniec.

No i jeszcze jedno: uważaj, czego sobie życzysz, bo to może się spełnić. I wcale nie musi być takie super, jak oczekiwałeś.

   Rozmyślanie o Vanitas vanitatum zakończyłam dopiero po lektoracie. Szłam sobie po placu Nowy Targ i nagle poczułam, że coś mi na głowę spadło. Wyrwana z zamyślenia, stwierdziłam, że to pewnie liść, bo pod drzewem przechodziłam. Aby upewnić się, co do swoich przypuszczeń, sięgnęłam dłonią do włosów. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że nie mam na głowie żadnego listka, tylko ... ptasie odchody! :D
Tacy to mają szczęście. Tam polecą, tu przylecą, przysiądą na gałęzi, załatwią się na przechodnia i dalej odlecą!
A Ty, człowieku, rozmyślaj nad sensem życia xD

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Minęły 2 lata, a ja podpisuję się pod tymi słowami rękami i nogami! W dużej mierze to właśnie od nas zależy to, jak spostrzegamy i wartościujemy sytuacje, którymi musimy stawić czoła. Coś może być zagrożeniem lub szansą, zemstą wszystkich faraonów albo chwilą na refleksję, największą niesprawiedliwością świata albo lekcją pokory. Ty decydujesz.


niedziela, 21 października 2018

Czy chcę być #odmieniONA?

  Dużo czytam. Dużo myślę. Dużo komentuję. Komentuję świat i rzeczywistość, w której przyszło mi żyć.
  Żyję w sposób bardzo aktywny. Często się przemieszczam. Raz jestem tu, a raz tam. Choć do trybu Ewy Chodakowskiej to mi duuuużo brakuje. Czasami lubię siedzieć i się po prostu patrzeć przed siebie, ale najczęściej już gdzieś biegnę. Gonię marzenia i wmawiam sobie, że wszystko, co robię ma sens, a jeśli go nawet nie ma, to będzie cenną lekcją.  Wymieniam się czasami mocno gorzkimi spostrzeżeniami o otaczającym świecie z Miłką, godzinami rozmawiam z Olą. Ciągnie mnie do ludzi takich jak ja. Uczę się psychologii, uparcie wierząc, że dzięki niej zrozumiem to, czego nie rozumiem i jeszcze będę w stanie pomagać tym, co to dryfują w przestrzeni ideałów, powinności i zwykłej codzienności. Ludzkość zawsze będzie największą zagadką tego świata. Próbuję robić COŚ, codziennie odkrywając tego nowy sens i istotę.

  Przyszła jesień. Szare chmury, mrok i zimno nadciągają nieuchronnie. Taka aura nie sprzyja podejmowaniu nowych wyzwań i udowadnianiu sobie, że mogę wszystko. Taka aura sprzyja leżeniu pod stertą koców z kubkiem kawy w jednej ręce i tabliczką czekolady w drugiej. Do tego Yankee Candle i #instatime jak malowany. Skąd tylko pieniądze na Yankee?
  Mi na jesień też nic się nie chce. Wtedy głównie dużo czytam i jeszcze więcej myślę, walcząc ze sobą, by zostawić w spokoju tę leżącą obok pyszną Kinder czekoladę xD Biegać mi się nie chce wychodzić, poćwiczyć coś tam mogę, ale tylko po to, żeby zrobiło mi się cieplej i by puścić Maj Varius Manx do tych przysiadów. Spadki motywacji mam generalnie co drugi dzień, a stany depresyjne co dwie godziny. Taka prawda. Jak tu mówić #STOPwymówkom, skoro tak trudno dostrzec porządek w chaosie?
  No ale właśnie wtedy przypominam sobie o #STOPwymówkom! O tej niesamowitej przygodzie. Wtedy byłam przekonana, że mogę wszystko. Motywacji miałam na następne 5 miesięcy! Choć na insta nie mam tysięcy obserwatorów,  to jednak wiem, że są ze mną największe perełki, które naprawdę istnieją, które znam i uwielbiam <3 To mi daje naprawdę dużego kopa. I choć marna ze mnie instagramerka, to jednak ta Nałęczowianka mnie wyróżniła i sprawiła, że poczułam się doceniona!




  Pomimo mojej - raz lepszej, raz gorszej, ale jednak - niegasnącej motywacji, doszłam do momentu, w którym to stwierdziłam, że potrzebuję wsparcia. Przede wszystkim w kwestii diety. Bo jak wszyscy wiemy - to właśnie jedzenie jest naszym paliwem i motorem napędowym do życia. Żeby dobrze żyć, trzeba dobrze jeść! Zawsze chciałam iść do prawdziwego dietetyka, tak face-to-face i posłuchać mądrych rad, ale nigdy tego nie zrobiłam, bo nie ma co się oszukiwać - takie rzeczy trochę kosztują. No i postanowiłam się zgłosić do projektu #odmieniONA organizowanego przez moją ulubioną markę odzieży sportowej Gym Hero i córkę GH - portal Gym Hero Life. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - zakwalifikowałam się do następnego etapu!
Projekt ten to dla mnie wielka przygoda. I nowe wyzwania. I nowe pomysły. I jutro będzie krokiem milowym - ekscytacja ogromna!!!

 Czytam książki, które wnoszą dużo do mojego rozumienia tej odmiany! Bo odmiana fizyczna nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest to, co w głowie. Bez dobrego poukładania ani rusz. Bez odpowiedniego podejścia nie ma nic. Może tylko frustracja i niezadowolenie.
Ja też walczę o to, by ta moja motywacja nie gasła. I by po każdym spadku - szybowała z powrotem w górę! Podejmuję różne działania, żeby cały czas iść do przodu i nie marnować czasu na dołowanie się i wytykanie samej sobie wszystkich niedoskonałości. Walczę z tym, żeby nie przejmować się komentarzami innych, które zdarzają się bardzo często i często też nie dodają skrzydeł, tylko wręcz przeciwnie - ciągną w dół. Niech przykładem będzie zwykły zdawkowo rzucony ostatnio przez pewną osobę komentarz: Jak ja bym ćwiczyła tyle co Ty, to chyba wyglądałabym jak modelka albo jakaś miss! Ale po co się męczyć? I śmiech. No okej, może byś wyglądała. A może nie. Ja ćwiczę tyle, ile ćwiczę i do modelki to mi daleko. Ale tak naprawdę wcale mi na tym nie zależy. Po prostu chcę się dobrze ze sobą czuć. Chcę mieć dobrą kondycję i nie sapać przy wchodzeniu po schodach. No i chcę pracować nad sobą. Dbać o siebie pod wieloma aspektami! No i właśnie dlatego wysłałam zgłoszenie do projektu. Chcę jeszcze więcej wiedzieć, chcę jeszcze więcej się starać i chcę jeszcze bardziej głosić swoje wartości! 

Zgłaszam się do konkursu ODMIENIONA. Dlaczego?
Bo lubię nowe wyzwania i chcę poczuć się SPEŁNIONA.
Kim jestem? Dlaczego to ja mam być wybrana? 
Bo z miłości do sportu jestem znana.
Mam na imię Justyna. Lat 21 niedawno skończyłam.
I o małej metamorfozie zamarzyłam. 
W swym życiu już wiele etapów przeszłam - od małego pączusia do bardzo chudej dziewczyny.
Dużo czasu mi zajęło, aż swe ciało pokochałam i swe niedoskonałości zaakceptowałam. 
Teraz chcę zawalczyć o zmiany z miłości do samej siebie! 
Wiem, że gdy człowiek kocha odbicie w lustrze, to jest mu jak w niebie! 
Chcę z dumą pokazywać drogę do ODMIENIENIA. 
I głosić wszem i wobec, że sensem życia jest odnalezienie drogi do spełnienia. 
Warto, abym tutaj wspomniała, że studiuję psychologię
I dużo o motywacji i ludzkich zachowaniach powiedzieć mogę. 
Na instagramie funkcjonuję jako @just_be_ju. To jest miejsce w sieci, w którym jestem sobą.
I robię wszystko ze swoją własną opinią i zgodą. 
Przez Nałęczowiankę wyróżniona zostałam 
I bohaterką kampanii #STOPwymówkom się stałam! 
Teraz marzę, by Gym Hero mnie zauważyło 
I pomogło, by moje marzenie (jedno z wileu) się spełniło! :)


poniedziałek, 1 października 2018

Obudź się i po prostu żyj, czyli WorkLife Balance Day oczami @just_be_ju

  29 września 2018 r. w sobotę w Poznaniu miało miejsce wydarzenie ładnie nazwane WorkLife Balance Day powered by Ewa Chodakowska. Było to pierwsze wydarzenie teamu Be Active po przerwie wakacyjnej, dlatego też nie mogło mnie na nim zabraknąć! Pobudka o godz. 3.20, pociąg do Wrocławia chwilę po 4 i spotkanie z dziewczynami, które dotychczas znałam jedynie z instagrama! O 6 rano - kiedy Wrocław był jeszcze pogrążony w nocnym mroku - wpadłyśmy sobie w ramiona z Martą, Żanetką i Sabinką, widząc się pierwszy raz w życiu na żywo! Z Martą razem jesteśmy bohaterkami kampanii #STOPwymówkom! Marta - na insta znana jako po prostu Sikorka - bo to o Niej mowa - Kobieta Rakieta. Na koniec dnia powiedziałam Jej, że choć spotykamy się pierwszy raz w życiu, to mam wrażenie, jakbyśmy się znały przynajmniej z 10 lat! Bo tak właśnie czułam! Takie same odczucia towarzyszyły mi zresztą w kontakcie z Żanetką i Sabinką. Nie było żadnych barier! W takim składzie udałysmy się już do Poznania! A tam to już istne szaleństwo!



  Setki “dziewczyn z Instagrama”. Jak to powiedziała jedna z czołowych Fajterek - Emilka Białek - wydaje się, że ten instagram jest jakimś miasteczkiem! A nawet metropolią! Niesamowita atmosfera, która towarzyszyła sobotniemu wydarzeniu od samego wejścia nie opuszczała nas nawet na krok! To była taka cudowna energia! Pozytywne fale przepływały między nami zagęszczając powietrze pełne potreningowego szaleństwa. Były łzy szczęścia, łzy wzruszenia… Faceci patrzyli z boku i komentowali: jak jakaś sekta… Być może, ale czy na pewno?

  Takie wydarzenia, warsztaty organizowane od lat przez Ewę i cały zespół Be Active zrzeszają setki kobiet i mężczyzn też! w przedziale wiekowym 14-60+, uczennice, studentki, pracownice korporacji, urzędniczki, nauczycielki, lekarki, prawniczki, kasjerki, fryzjerki, księgowe, matki, żony, singielki, przedstawicielki każdej roli i każdego zawodu. TUTAJ NIE MA OGRANICZEŃ. Ograniczenia są jedynie w głowach. Spotykając się na tak dużych eventach, tworzymy wspólnotę, której siłą jest wzajemne wsparcie. Bo wśród osób, które pokonują setki kilometrów, by dojechać i spotkać się ze sobą wzajemnie, nie ma miejsca na zawiść, zazdrość czy złośliwości. Nie ma wrednych komentarzy i krzywych spojrzeń. Nieważne, czy dopiero zaczynasz swoją przygodę ze sportem i masz dużą nadwagę, nieważne, czy może jesteś bardzo chuda. Nieważne, czy masz problemy skórne czy inne, czy pocisz się bardziej, czy mniej. Czy jesteś blondynką z dziarami, czy brunetką z rozstępami. To wszystko schodzi na dalszy plan. NIKT NA TO NIE PATRZY.  Każdy jest tak samo traktowany - z miłością i troską. Chodzi o to, byś mogła być sobą bez żadnego ale. Bez udawania, ukrywania. Bo po pięciu godzinach intensywnych ćwiczeń fizycznych, z mokrymi od potu włosami i wypiekami na twarzy nikt niczego nie udaje. Nie ma w ogóle na to szans. Bądź sobą i ciesz się tym, jak tylko potrafisz!
 
Każdy człowiek ma potrzebę tworzenia wspólnoty, funkcjonowania w niej, potrzebę przynależności. Mówi się też, że SWÓJ DO SWEGO CIĄGNIE. Szukamy ludzi, którzy nas zrozumieją i których my będziemy rozumieć, z którymi będziemy dzielić pasje i przeżycia. Kiedy Ewa Chodakowska kończy trening i rozpoczyna power speech wszyscy słuchamy i chłoniemy Jej słowa całym sobą. Bo to Ewa cały czas powtarza, żeby raz na zawsze SKOŃCZYĆ Z PORÓWNYWANIEM SIĘ DO INNYCH LUDZI. Żeby ROBIĆ SWOJE.
  Zawsze znajdzie się ktoś, kto z politowaniem będzie przyglądał się Twoim poczynaniom. Gardził Twoimi wyborami. Drwił z Twoich pomysłów. Szydził z Twoich sukcesów. Bagatelizował ważne dla Ciebie sprawy. No ale co z tego?  To, co ktoś o Tobie myśli, to jego problem. Nie Twój. Trzeba skupić się na tym, co już masz. Nie trzeba niczego więcej, by czuć się zadowolonym  z życia. To my nadajemy sens naszym dniom. Czasem możemy mieć wrażenie, że to najgorszy dzień w roku, że wszystko idzie nie tak, jak trzeba, ale to tak naprawdę od nas zależy, czy te wszystkie złe chwile będą miały dla nas jakiś sens. Bo sens możemy odnaleźć we wszystkim - nawet w sprawach i sytuacjach, które są dla nas bardzo krzywdzące. Jeśli kogoś interesuje zagadnienie sensu życia (jakże filozoficznie!), to serdecznie polecam twórczość profesora Irvina Yaloma, którego spostrzeżenia i słowa bardziej trafne być nie mogą. Dlaczego we wpisie o imprezie sportowej piszę o sensie życia? Dość chaotycznie się zrobiło… Ale już wyjaśniam! Ludzie często podejmują działania, które dla wszystkich dookoła nie mają żadnego sensu. Ale to bez znaczenia, czy dla innych to, co robisz ma sens, czy nie ma. Bo to, co Ty robisz ma mieć sens dla Ciebie! Ma nakręcać Twoje życie, Ciebie ładować pozytywną energią i Tobie zapewniać siłę do mierzenia się z codziennością!

 Mnie osobiście nasz ChodaGang przywraca wiarę w drugiego człowieka. Dziękuję dziewczynom z instagrama wszystkim razem i każdej z osobna - za nieustającą motywację, za to, że mnie inspirują, za ich siłę, która sprawia, że ja też czuję swoją! Nie jestem w stanie wymienić wszystkich, których słowa i zachowanie sprawiły w sobotę, że od uśmiechu bolała mnie szczęka. Moje dziewczyny z wesołego samochodu, bohaterki #STOPwymówkom,  #ChodaSis - Gosia, Monia, Aśki, Ania Szczudlińska, Martynka, Tomam :D, Natalka Kurz, Zwyczajnie Aga, Agnieszka_nowa_ja, Justynka z Niemiec.

NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE! Wystarczy się obudzić i żyć z uśmiechem na twarzy i poczuciem szczęścia.






poniedziałek, 17 września 2018

Wdzięczność

 Nieuchronnie powitaliśmy wrzesień. Czy to dobrze, czy źle? Trudno powiedzieć. Mnie zawsze szkoda lata. Kocham lato, kocham ciepło i zawsze z niecierpliwością czekam, aż nadejdzie. Ale to wcale nie sprawia, że nie cieszą mnie pozostałe pory roku i to, co jest właśnie tu i teraz. Umiejętnośc dostrzegania drobnych radości otwiera nasze serca. Czujemy wdzięczność. A to piękne uczucie jest.
Wczoraj w moim plannerze znalazłam wspaniały cytat, który przypomniał mi, że fajnie byłoby tu coś napisać. Znaleźć chwilę, cieszyć się pisaniem i podziękować, że to tak można :)

"Wdzięczność otwiera pełnię życia. Sprawia, że to, co mamy, wystarcza. Zamienia opór w akceptację, chaos w porządek, konfuzję w klarowność. Może zamienić posiłek w ucztę, mieszkanie w dom, obcego w przyjaciela. Wdzięczność nadaje sens przeszłości, przynosi pokój dzisaj i tworzy wizję jutra."  - Melody Beattie 


    Za mną intensywny czas. I choć to nigdy nie jest tak, że dookoła latają motyle, a z nieba lecą płatki róż, to jednak w każdym dniu jest dużo dobrego. Czasami trudno tę dobroć uchwycić, taplając się we własnym bagienku żalu i goryczy, i poczucia niesprawiedliwości życia. Naturalnym zjawiskiem w życiu człowieka jest wystepowanie sinusoidy emocji. Wiecie - raz na górze dzięki przeżywaniu pozytywych wydarzeń, wypełniających nasze wnętrza, naszą GŁOWĘ radością, poczuciem szczęścia, zadowolenia i satysfakcji, a raz - na dole - przepełnieni smutkiem i złością. Każdy taki stan jest naturalny i pożądany. Wszystkie emocje czemuś służą. Wszystkie pełnią bardzo ważne funkcje w naszym jestestwie. Wiem to, wiem, bo uczyli mnie tego na studaich ;) Ważne, by w tych trudnych chwilach pamiętać, że po każdej burzy wychodzi Słońce!



   Mnie zawsze pomaga trening. Dlaczego? Bo uwalnia endorfiny. Słyszeliście o zjawisku "euforii biegacza"?  Jest to stan euforyczny, pojawiający się podczas biegu długodystansowego lub innej długotrwałej aktywności fizycznej, powodujący zwiększoną odporność na ból i zmęczenie. Tak podaje Wikipedia, ale o tym, że aktywność fizyczna i nawet niewielki wysiłek podnosi poziom naszego samopoczucia i nastroju możemy łatwo się przekonać,wychodząc chociażby na 30-minutowy spacer. Z mojego dziennika aktywności wynika, że od początku tego roku (czyli od stycznia 2018) do tego momentu przebiegłam ponad pół tysiąca kilometrów. Czyli ponad 500 km! Sama jestem pod wrażeniem tego wyniku, dlatego, że raczej nie miewam długodystansowych treningów biegowych. Tutaj bardziej liczy się konsekwencja i sumienność. Nie biegam też codziennie. Kilka razy w tygodniu wybieram treningi Ewy, a czasami moją jedyną aktywnością są tzw. kroki ;) Tak jak w ubiegłym tygodniu. 

   Ostatni tydzień był dla mnie bardzo intensywny z tego względu, że zaczęłam go w Gdańsku, a skończyłam w Krakowie. Już dawno wymyśliłam sobie, że zostanę wolontariuszką w Runmageddonie. Runmageddon - duża ogólnopolska impreza biegowa, polegająca na biegu z przeszkodami. Razem z przyjaciółką zapisałyśmy się na wolo przy budowie miasteczka zawodów w Gdańsku! To był fantastyczny czas, dużo przygód, dużo nowych ludzi, MORZE <3 
Szybki powrót (jeżeli podroże PKP znad morza można nazwać szybkimi xD) do domu, przepakowanie walizki i reszta tygodnia spędzona w Krakowie z moją drugą przyjaciółką, obchodzącą akurat w tym czasie swoje uroodziny. Zwiedzanie, pyszne jedzenie, piękny Kraków, świetny czas. Codziennie ponad 30k kroków na liczniku.


   Wdzięczność zajmuje miejsce zazdrości i zawiści. A te dwie emocje są najbardziej destrukcyjne dla człowieka. Często skupiamy się na tym, czego nie mamy, a inni to mają; na tym, co chcielibyśmy mieć, bo inni to mają, a nie doceniamy tego, co już jest. W naszych głowach, w naszym posiadaniu, wszędzie wokół nas. Na radość z życia musimy pracować sami. Nikt nam nie da poczucia satysfakcji i zadowolenia w prezencie. Dlatego też nie ma sensu porównywać siebie i z kimś innym. Mamy to, na co sobie zapracujemy. Jedni są w stanie odczuwać szczęście i wdzięczność w warunkach, które innym wydają się niemożliwe do przeżycia. Tak po prostu jest. Jeszcze inni natomiast nie są w stanie wyobrazić sobie, jak można nie być szczęśliwym, żyjąc jak przysłowiowy pączek w maśle. Czasami jednak masło jest zjełczałe, a ten pączek to był w ogóle smażony na starym oleju. No różnie bywa ;) 



poniedziałek, 23 lipca 2018

CZEŚĆ, CO SŁYCHAĆ? Magdalena Witkiewicz

  Uwielbiam ten hasztag #czytampolskichautorów! Bo jak jest, kogo i co czytać, to czytam! Gdy byłam młodsza, kochałam Grocholę, Jej Judytę i Zielone Drzwi - autobiografię. Potem kochałam Kalicińską i opowieści znad rozlewiska! A teraz zachwycam się Anią Niemczynow i Magdą Witkiewicz - Królowymi współczesnego polskiego obyczaju! :D

  Gdy zamawiałam Cześć, co słychać?, spodziewałam się lekkiej powieści osadzonej w realiach, które znam i fajnego wieczorku w jej towarzystwie. Co dostałam? Dostałam fantastyczną opowieść spisaną w sposób, jaki najbardziej lubię - trochę ironni, szczypta sarkazmu, parę niecenzuralnych słów i morał na koniec. Jaki morał w tym przypadku? Taki, że każda decyzja, każde zachowanie może pociągnąć za sobą całą lawinę konsekwencji. Teoretycznie zawsze można się wycofać, ale w praktyce nie jest to znowu takie łatwe. I masz tu babo placek.


  Często - kiedy mamy już wszystko - zaczyna nam czegoś brakować. Mamy zupę, chcemy drugiego dania, mamy to, pragniemy deseru. Zjemy deser i marzą nam się lody z polewą karmelową. Aż w końcu umieramy z przejedzenia i zastanawiamy się, na co nam to było. Tak właśnie miała Zuzka - główna bohaterka powieści Cześć, co słychać? 39 lat, dwie cudowne córki, fajnego męża, kalendarz wypełniony po brzegi, bezpieczną rutynę. Czego nie miała? Fajerwerków nie miała, motyli nie miała i za nic w świecie nie wystarczało jej narysowanie ich sobie. Chciała je poczuć. Jakie miało to konsekwencje?

  Zuza nawarzyła sobie w pewnym momencie piwa. I była zmuszona wypić je duszkiem. Towarzyszyły jej trzy przyjaciółki z liceum. Każda w nieco innym miejscu w życiu, ale każda z podobnymi pragnieniami. 

  Powieść ta adresowana jest chyba przede wszystkim do dojrzałych kobiet, które trochę już przeżyły i mają spory bagaż. I ten emocjonalny, i ten niemetaforyczny. Dla mnie ta książka jest bardzo wartościowa. Porusza temat podjęcia terapii! A ja bardzo lubię, jak o tym jest w książkach. O tym, że terapia pomaga, jest oczyszczająca i skuteczna.



  Na koniec powieść bardzo zaskakuje - pojawia się bowiem bardzo ważny i aktualny w naszych polskich realiach wątek - nie chcę zdradzać, jaki, ale mnie bardzo zaskoczył i dodał losom Zuzki dramatyzmu, zapoznając Czytelników z jej tajemniczą i trudną przeszłością.

 Zdecydowanie, nie jest to słodko-pierdząca opowieść o czymś, czego w “normalnym” życiu nie ma. Każda kobieta może być Zuzką, Monią, Agnieszką czy Iwoną. Każda może mieć Wojtka i tęsknić za Pablem. Każda może chcieć motyli, biedronek i innych owadów. Nie każdej jednak wyjdzie to na dobre.

Dziś wiem i widzę już nieco więcej. Nauczyłam się patrzeć, ale umiem też przymykać oczy. Ze strachu, że popełnię błąd.
Jestem taka jak inne, to wiem na pewno. Matki, żony i kochanki. Kobiety w połowie życia. Mądrzejsze niż 20 lat temu, ale za to z bagażem doświadczeń.
Pełne głęboko skrywanych tajemnic, o które nikt nas nie podejrzewa.

Czasem tęsknię za czymś, czego nie potrafię nazwać, uśmiecham się do ludzi, chociaż w sercu mam bałagan. Może coś tracę, zyskując spokój.
Bardzo dbam, by nie padły słowa, których nie można wymazać.
Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, jak niebezpieczne może być: „Cześć, co słychać”…

Tytuł: Cześć, co słychać?
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2016

MIŁOŚĆ I WOJNA Lesley Lokko

 Jeszcze chyba nie czytałam książki z tak wieloma niedopowiedzeniami i tak dużą szczeliną między kolejnymi wydarzeniami, między fabułą a rzeczywistością, wnioskami, do których trzeba samemu dojść. Tak duża przestrzeń, by snuć własne domysły - być może irytująca, ale jakże zmuszająca do refleksji!

  Na początku nie mogłam się wczuć. Gubiłam się, miotałam, myliłam bohaterów, mieszało mi się wszystko. Trochę się denerwowałam. Nawet nie trochę. Chciałam wziąć tę powieść na szybko. W drodze powrotnej z Sopotu. Nieco ponad 6h jazdy w fajnych warunkach wydawało się być idealnym czasem na lekturę. No nie. Czytałam, ale z trudem. Zatrzymywałam się, by myśleć nad wieloma kwestiami. To właśnie mają w sobie książki Lesley Lokko. W czasie czytania tysiąc razy zatrzymuję się, by sobie pomyśleć. Wczuwam się w opisywaną rzeczywistość całą sobą, chłonę te wszystkie wydarzenia, jakbym naprawdę w nich uczestniczyła. Zastanawiam się, co ja bym w danej sytuacji zrobiła, czy to w ogóle możliwe, czy tak naprawde gdzieś jest? Pytania mnożą się w mojej głowie, wytrącając mnie z rytmu.

 Trafia mnie, jak czytam, że książki Lokko to "LEKKIE" książki! Bzdura! To nie są lekkie opowieści o tym, jak się smaży naleśniki. To nasycone dramatyzmem opowieści o trudnych decyzjach, przewrotności losu, zależności od warunków, o życiu. I o tym, jak to życie bardzo różni się w różnych częściach świata! O tym, jacy jesteśmy ograniczeni, narzekając na pogodę w naszym kraju, nie mając pojęcia, że gdzieś na świecie - wcale nie tak daleko od nas - toczy się walka o przeżycie, o kawałek chleba, o prawa. Siedzimy sobie zadowoleni, zastanawiając się, jaką to nową dietę wypróbować, a ktoś obok mierzy się z najtrudniejszym zadaniem w życiu. Walczy. Przegrywa. Wygrywa. Spala się. Uczy. Powieści Lokko poruszają każdy możliwy wątek. Wszystko. Niewyobrażalne bogactwo przeplata się z niewyobrażalnym ubóstwem. Luksus jest tak samo często, jak radość z ciepłego swetra. W jednym miejscu jest pokój, w drugim - wojna.
Każdy bohater dowodzi, że człowiek potrafi sobie poradzić ze wszystkim. Wszystko przetrwać. Wszystkiemu stawić czoła.

I tak też jest w najnowszej książce Miłość i wojna.

W blurbie czytamy: Lexi Sturgis, dziennikarka telewizyjna, specjalizuje się w relacjonowaniu konfliktów zbrojnych. jest nieustraszona podąża wszędzie tam, gdzie dzieje się coś naprawdę ważnego. Przy tym jest skryta, nie lubi nawiązywać bliższych więzi. Kiedy w Egipcie podczas Arabskiej Wiosny tajna policja uprowadza młodą lekarkę pracującą dla organizacji Lekarze Bez Granic, to właśnie Lexi rusza na poszukiwania. Okazuje się, że z tą sprawą związane są skomplikowane losy kilku rodzin. 

Lesley Lokko jest po prostu fenomenalna! Pełną napięcia narracją opisuje, jak wygląda praca korespondenta wojennego. Czy jest tam miejsce na strach? Współczucie? Miłość? Przyjaźń? Zazdrość?
Przedstawia też organizację Lekarze Bez Granic. Co kieruje ludźmi, którzy decydują się do niej przyłączyć? O co walczą? W co wierzą? Jak udaje im się przetrwać?



Lokko sięgnęła po bardzo trudną tematykę. Ale w każdej jej powieści jest pełno trudnych tematów. Według mnie poradziła sobie znakomicie. Na pewno wrócę do tej książki za jakiś czas. Ciekawe, czym wtedy mnie zachwyci.

Po jednej stronie jest to, czym jesteśmy, a po drugiej to, czego nie chcemy uznać za swoje. 
                                                                             - Lesley Lokko, Miłość i wojna, str. 375

Tytuł oryginału: In love and war
Przekład: Urszula Smerecka
Liczba stron: 415
Wydawca: Świat Książki, Warszawa 2018

niedziela, 22 lipca 2018

MÓJ WYGLĄD NIE JEST WYZNACZNIKIEM MOJEJ WARTOŚCI

 Kiedy Karolina z Notatnika Terapeuty zaproponowała mi wpis gościnny u siebie na blogu, byłam wniebowzięta! I oczywiście, od razu się zgodziłam! Bardzo cenię Karolinę za jej mądrość, doświadczenie zawodowe i profesjonalizm. Mam przyjemność znać Ją osobiście i miałam wielkie szczęście uczestniczyć razem z Nią w niektórych zajęciach na UWr, podczas których to obie zdobywałyśmy wiedzę, ale Karolina równie dobrze mogłaby na nich dzielić się swoją.

    Karolina Plichta - bo to o Niej mowa - terapeuta rodzin, par i małżeństwem, pracujący w nurcie teorii systemowej, pedagog, polonistka, autorka bloga Notatnik Terapeuty (tutaj link do fanpejdża bloga), mama i żona bardzo dużą uwagę zwraca na RELACJE. Bo tak naprawdę ze wszystkim, co nas otacza, z każdą osobą wokół nas, każda dziedziną życia tworzymy relacje. I to ich jakość bardzo istotnie wpływa na poziom satysfakcji i zadowolonia z naszego życia. A skąd te relacje się biorą? Gdzie uczymy sie, jak je tworzyć, na co zwracać uwagę przy ich budowaniu i podtrzymywaniu? Gdzie wpajane są nam do główek te wszystkie niekiedy bardzo ograniczające nas schematy? No oczywiście w naszym domu rodzinnym. Dlatego bardzo szybko wysuwa się wniosek, iż niebywale duży wpływ na relacje ze wszystkimi obszarami w życiu ma nasza rodzina pochodzenia. Dobrze sobie to uświadomić. I właśnie o tym wszystkim można sobie konkretnie poczytać na stronie Karoliny. I jest nawet super grupa na fejsbuku, którą stworzyła Karolina. Polecam dołączyć! BAAARDZO POLECAM! Grupa nazywa się #chodznaterapie - buduj dobre relacje poprzez pracę nad sobą i dzieją się tam same dobre rzeczy!

  I ja mam u Karoliny na blogu swój wpis gościnny, którego streszczenie zamieszczam u siebie, właśnie w tym wpisie. Po całość zapraszam tutaj. Dlaczego u mnie przeczytacie tylko część? Bo tak sobie wymyśliłam ;)

   Dlaczego zachęcam do aktywności fizycznej? To proste - oprócz szeregu korzyści zdrowotnych - mamy też szereg korzyści psychicznych! Mamy fajną imprezę, fajnie spedzony czas i fajne życie ogólnie. Jasne - życie można przeleżeć na kanapie, ale czy wtedy będzie tak fajnie? Niektórym pewnie będzie bardzo wygodnie. Mnie by nie było, bo zaraz by mnie wszystko od tego leżenia bolało. To też nie jest tak, że nic nie boli mnie od biegania. No nie. Dlatego też nie biegam codziennie maratonów i nie urządzam sobie wyzwania #3rundy bikini ;) Dla mnie we wszystkim najważniejsza jest RÓWNOWAGA.

  Kiedyś myślałam sobie, że chude nogi, płaski brzuch i piękne włosy są gwarancją życiowego szczęścia. Myślałam, ze jak jest się pięknym (co było jednoznaczne wówczas w moim mniemaniu z byciem szczupłym), to jest się automatycznie szczęśliwym i zadowolonym z życia człowiekiem. Takie było moje naiwne myślenie oparte na chorych schematach wpajanych przez lata przez środowisko, media i otoczenie. Walcząc z samą sobą, spędziłam kilka nastoletnich lat. W międzyczasie biegałam, grałam w kosza, tańczyłam, coś tam ćwiczyłam w domu, nie mając jednak z tego przyjemności. Traktowałam wówczas sport jako karę. Karę za swój wygląd, który ciągle był niezadowalający. Odpowiedź na pytanie, dlaczego ciągle był nie taki jak trzeba, przyszła nieco później.

  Moje ciągle zmieniające się podejście do aktywności fizycznej i niezadowolenie z samej siebie, ze swojego wyglądu było spowodowane brakiem akceptacji własnej osoby i wpajanymi mi od małego przekonaniami. Nie potrafiłam zaakceptować, że mogę być WYSTARCZAJĄCA taka, jaka JESTEM. Nie wiedziałam w końcu, czy mam być mądra, czy ładna i szczupła? No bo taka i taka być nie mogę, bo jak? Zawsze mówiono mi, że jest się takim ALBO takim.

  Bardzo długo zajęło mi zrozumienie, że jestem wystarczająco dobra, mądra i ładna i nie muszę zmieniać swojego wyglądu, by być szczęśliwym człowiekiem; że mogę spełniać swe marzenia, ważąc te kilka kilogramów więcej i że MÓJ WYGLĄD NIE JEST WYZNACZNIKIEM MOJEJ WARTOŚCI. W końcu uświadomiłam sobie, że głupoty nie zasłoni tona makijażu czy najfajniejszy tyłek całego insta, a prawdziwego piękna nie przykryje kilka nadprogramowych (wg BMI) kilogramów.

   W przyswojeniu tej tajemnej wiedzy bardzo pomogła mi Ewa Chodakowska. Jej słowa, które powtarzała w mediach społecznościowych, niebywale trafiały do mojej nastoletniej psychiki. Dzięki Ewie uświadomiłam sobie, że MOGĘ ĆWICZYĆ nawet, jeśli wydaje mi się, że NIE MOGĘ ĆWICZYĆ. Że mogę skakać, biegać i robić 100 burpees pod rząd, nawet jeśli nie wyglądam jak Miranda Kerr zdjęta z wybiegu Victoria’s Secret. Że mogę biegać, nawet jeśli nie mam zamiaru od razu lecieć w trupa na maratonie. I NIKOMU NIC DO TEGO. Dzięki Ewie poznałam Basię Tworek - najlepszą nauczycielkę jogi ever - która pokazała mi, że mogę praktykować jogę, nawet jeśli wydaje mi się, że jestem NIEGRAMOTNA. I też dzięki Ewie Chodakowskiej doszło do mnie wreszcie, że MOGĘ BYĆ, KIM CHCĘ i MOGĘ ROBIĆ, CO CHCĘ.  Nic więc nie stało na przeszkodzie, abym była mądra i czerpała radość ze sportu. Efekty wizualne miały przyjść później i wcale nie zmieniać poziomu mojego życiowego szczęścia. Sport miał dodawać mi energii i kolorować szarą codzienność dzięki dawkom pojawiających się po treningu endorfin. I tak właśnie się stało. I tak jest dzisiaj.

Sport nauczył mnie radości z przezwyciężania własnych słabości, ale też zrozumienia w przypadku porażek.
Sport nauczył mnie pokory.
Sport dodał mi wiary w siebie i w swoje możliwości i pokazał mi, że nie zawsze muszę być najlepsza, by lubić siebie i cieszyć się chwilą,
Sport sprawił, że stworzyłam świetną relację z samą sobą. Lubimy się - ja, mój organizm i wygląd zewnętrzny. Słuchamy się wzajemnie i mamy fajną imprezkę podczas treningów.
Sport sprawił, że mam lepszą relację z bliskimi mi ludźmi - w tym z rodziną pochodzenia - nikogo nie obwiniam za to, jaka jestem czy jaka nie jestem. Jestem taka jaka chcę być! I mówcie sobie, co chcecie. To nie WY toniecie w pocie po górskiej dyszce czy Hot Body Ewy, choć ciągle Was zachęcam!
I nie jestem już NIEGRAMOTNA. Nawet jeśli nie od razu potrafię zrobić pozycję kruka, to wiem, że nie dlatego, iż jestem jakaś tam. Nie potrafię dziś, może jutro się nauczę. Na tym polega życie.

I ja wiem, że nadal miliony osób twierdzą, że NIE mogą ćwiczyć, bo “to nie dla mnie”. Bo mają w głowach utarte schematy określające ich jako osoby niegramotne/ grube/ chude/ leniwe. Bo nie są pewne siebie i boją się kompromitacji na dzielni i wśród znajomych.
BO CO POWIE RODZINA/ MAMA/ MĄŻ/ BRAT/ SIOSTRA/ CIOTECZNY STRYJ WUJKA HENIA?
Ja jednak - po latach sportowych przeżyć - wiem, iż wstydzić powinien się tylko ten, co nie robi nic!
Sport pozwala zachować nam zdrowie, fajny look też, ale to nie to jest najważniejsze. Kiedy przekonujesz się, że możesz, to możesz i nic nie jest w stanie Cię powstrzymać! Nagle zaczynasz ćwiczyć dla siebie, zaczynasz siebie kochać, bo jesteś super! Bo możesz! Bo potrafisz! Bo chcesz! A wszystkie schematy i wbite do główek jakby młotkiem słowa idą w zapomnienie.

A kiedy już siebie lubisz, traktujesz się z należytym szacunkiem i zrozumieniem i masz ze sobą fajną relację, przekonujesz się o tym, jak dużo możesz.

 Pokochałam sport i uświadomiłam sobie, że bez względu na to, co słyszałam w dzieciństwie i jak moją pasję traktuje moja rodzina - mama, tata, brat czy siostra, której nie mam - nie ma czegoś takiego, że ja nie mogę ćwiczyć.

Bo nie ćwicząc, robisz na złość wyłącznie sobie!
(Ewa Chodakowska, Myślnik).