wtorek, 15 maja 2018

Za co kocham bieganie?

Każdy sport jest fajny. Taka prawda. Wysiłek fizyczny wyzwala wydzielanie endorfin, które z kolei gwarantują dobry humor, dobre samopoczucie i ogólne zadowolenie z siebie i z życia. Dodatkowo , aktywność fizyczna przyspiesza metabolizm, sprawia, że czujemy się lekko, redukuje stres i napięcie, poprawia wydolność układu oddechowego i układu krążenia. Same zalety. 

Osobiście kocham wiele rodzajów aktywności fizycznej - programy Ewy Chodakowskiej, jogę, zumbę, treningi na trampolinach, cardio na maszynach (rowerek, orbitrek, stepper itd. ) , ale szczególne miejsce w moim sercu zajmuje bieganie. Właściwie - to właśnie od tego sportu zaczęła się moja sportowa przygoda. 

W maju w drugiej klasie gimnazjum wpadłyśmy z koleżanką Dagą  (pozdrawiam Cię, Kochana, serdecznie) na pomysł, by codziennie w tygodniu szkolnym przed szkołą wychodzić biegać. Spotykaliśmy się w umówionym miejscu (czyli zaraz koło naszych domów, bo mieszkaliśmy bardzo blisko siebie) o 5.30. To była nasza godzina. Ubierałyśmy zwykle, niemarkowe buty, czasami trampki, czarne bawełniane legginsy i najzwyklejsze t-shirty. Nikomu też nie mówiłyśmy, co robimy codziennie rano. To była nasza tajemnica, co gwarantowało jeszcze lepsza zabawę. O 5.30 nikt nas nie widział, bo była to przecież bardzo wczesna godzina. Szybko znalazłyśmy nasze ulubione trasy. Nie były to wielokilometrowe odcinki, ale po ich pokonaniu pot lał się strumieniami, a nas rozpierała duma.

Bardzo szybko zauważyłam, jak wspaniale czuję się po tych porannych przebieżkach. Cały dzień tryskałam energią, miałam świetny humor i w swoim własnym mniemaniu - byłam już sportsmenką, przez co było mi dobrze z samą sobą. Byłam z siebie dumna. 

Moje niekończąca się pokłady energii sprawiały , że nierzadko chciałam więcej i więcej, i męczyłam Dagę, byśmy danego dnia poszły pobiegać też wieczorem. Czasami tak robiłyśmy, ale nieczęsto.  Nasze treningi biegowe odpuszczałyśmy, gdy padał deszcz lub było stosunkowo chłodno.  Wytrwałyśmy tak do wakacji. Potem nie chciało nam się wstawać tak wcześnie, a bieganie w innych godzinach nie wchodziło w grę , bo przecięż ktoś by mógł nas zobaczyć… Mając 15 lat , wstydziłyśmy się takiej ekspozycji społecznej. 

W tym samym czasie zaczęły pojawiać się pierwsze wzmianki o Ewie Chodakowskiej. Na topie była też u nas Mel B. Po dwumiesięcznej przygodzie z porannym bieganiem, zaczęło mi brakować tej sportowej energii. Z tego powodu zaczęłam szukać czegoś , co mogłabym robi w zaciszu własnego pokoju, tak, by nikt nie wiedział. Kilka razy odpaliłam różne programy Melki na YT, dwa czy trzy razy w końcu Skalpel. Niestety , Skalpel był dla mnie za ... ciężki. Angażował niemal wszystkie mięśni, a ja nie dawałam rady, by przejść przez cały program. Bardzo mnie to zniechęciło. Ten bum na fitness i fit życie dopiero raczkował, więc nie było też takiego dostępu do informacji, co, dla kogo, jak i kiedy. Odpuściłam.

Oczywiście - cały czas miałam do dyspozycji rowery czy długie spacery i stwierdziłam , że w sumie mi to wystarcza. 

Kolejny zryw biegowy pojawił się rok później, ale był zryw samotny i zabrakło w nim systematyczności. 

Później - kiedy byłam już w liceum - Ewa Chodakowska stała się “trenerką wszystkich Polek”,  wypuszczała  coraz to więcej programów, coraz więcej kobiet przechodziło z nią metamorfozy. W naszym kraju rozpoczynała się fit - (r)ewolucja.
Wróciłam do Skalpela i postanowiłam sobie, że nie będzie tak , iż nie dam rady. DAM RADĘ ! I już. Dzień po dniu wyciągałam matę i wmawiałam sobie, że moje ciało może więcej! I mogło!  Tak bardzo mogło, że po chwili włączałam Turbo Spalanie , Killera, programy z kanałów Fitness Blender i Pop Sugar. Skalpel mi nie wystarczał, chciałam więcej. Wiedziałam, że nie odpuszczę. Po kilku miesiącach bardzo schudłam.

Zrzuciłam 15 kg, choć nigdy nie byłam otyła. Moja waga wynosiła wcześniej ok. 65 kg przez 171 cm wzrostu, a wtedy zeszłam do 50 kg. Była to dla mnie dużo za niska waga. Miałam super kondycję , ale nie miałam siły. Podobało mi się, że jestem taka szczupła, ale to samo wiązało się z tym, że sport nie przynosił mi już takiej radości, był wręcz wykańczający. Do tego dochodziła nauka i różne inne sprawy. 

Gdy nadeszła klasa maturalna, niemalże całkowicie zrezygnowałam z ćwiczeń. Ćwiczyłam wtedy, gdy miałam czas, np. w weekendy. I tyle. Uczyłam się do matury, ponieważ postanowiłam zdawać cztery rozszerzone przedmioty: biologię, chemię, polski i angielski. Miałam dużo pomysłów na siebie. 

Wtedy też moja waga zaczęła wracać do normy. Do regularnej aktywności fizycznej powróciłam na wakacjach po maturze. Jednak wtedy też jadłam więcej. Miałam dzięki temu więcej siły, byłam zadowolona i szczęśliwa. 

Na całego zakochałam się w treningach Ewy i w niej jako trenerce, motywatorce, osobie.  

Po wyjeździe na studiach do dużego miasta, wróciłam do biegania. Nie przeszkadzało mi już , czy ktoś mnie zobaczy, czy nie zobaczy. Przecież i tak nikt mnie tam nie znał.  



Szybko przyzwyczaiłam się do biegania wśród ludzi, stało się to dla mnie normalką , dlatego też przestało sprawiać mi to problem, gdy wracałam do rodzinnego miasta. Każda godzina była dobra i każde miejsce nadawało się do nabijania kilometrów.

Swój rekord pobilam na wakacjach między I a II rokiem na studiach, kiedy to w lipcu Endomondo naliczyło ponad 60 przebiegniętych km. Dla mnie to było coś wielkiego ! Coś niebywale motywującego. Przy okazji odkryłam wiele pięknych miejsc, miałam okazję nurkować w przyrodzie i zachwycać się światem, naturą. Każdy kilometr napawał mnie wdzięcznością, że mogę tego wszystkiego doświadczyć. 

Teraz tygodniowo biegam łącznie po 20 - 30 km. Oprócz tego, ćwiczę z Ewą i praktykuję jogę z Basią Tworek. Największą motywację czuję, że udaje mi się nakłonić innych do ruszenia się. Jestem przeszczęśliwa, że moje dwie przyjaciółki coraz częściej dają się namówić na wspólną sportową łobuzerkę.  Ba! Już nawet nie trzeba je namawiać. Same przekonały się o tym, jak dużo daje im aktywność fizyczna (Ola i Paula - to o Was, of kors :*).

Za co jednak ja pokochałam bieganie?
Kocham biegać, bo gdy biegnę, czuję się wolna. Bieganie to dla mnie synonim poczucia wolności, niezależności, siły i wdzięczności. 
Jestem wdzięczna, że mam nogi, które mogą mnie zaprowadzić, gdzie tylko chcę. 
Właśnie to gwarantuje mi wolność.
Jestem silna, o czym przekonuję się, pokonując każdy jeden kilometr.
Gdy biegam i wylewam z siebie siódme poty, czuję się złączona z naturą, przyrodą i wszystkim, co dookoła mnie, dlatego też tak szczególnie upatrzyłam sobie leśne trasy - z dala od zgiełku miasta, kurzu, smogu i całej reszty. 
Sport ten gwarantuje mi też dawkę pozytywnych emocji i energię na cały dzień! W tej kwestii nie zmieniło się nic od czasów gimnazjum ;)

                 




Oprócz tego wszystkiego, naukowcy doszukują się coraz to większej liczby powiązań między zdrowym stylem życia, aktywnością fizyczną a zaburzeniami psychicznymi, poziomem satysfakcji  ze swojego życia. O tym wszystkim było na konferencji “Odżywiona psychika”, którą miałam zaszczyt współorganizować. I o tym będzie więcej w następnym wpisie. Dlatego już teraz zapraszam :) :)

I dziękuję <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz